środa, 24 listopada 2010

BEZKOŚCIELNI CHRZEŚCIJANIE


Usłyszałem dziś, że pojawiła się nowa nieprzyjemna sytuacja, w którą zamieszany jest ksiądz. Znów będzie to rzutować na wszystkich duchownych. Sam spotykam się z takimi sytuacjami i z jednej strony nie dziwię się ludziom, że zmieniają swoje podejście do księży i do Kościoła, z drugiej jednak strony nie można wszystkich „pakować do jednego worka” i generalizować takich sytuacji, gdyż mimo wszystko nie wszyscy tak samo postępują. Kapłan z ludzi wzięty, dla ludzi jest ustanowiony. On też jest człowiekiem i musimy uczyć się mu wybaczać. Sam Jezus powiedział o uczonych w Piśmie:Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.” (Mt 23, 3) Oczywiście są w Kościele tacy, którzy nie służą Bogu, lecz Bogiem się posługują i sam takich spotykam ale nie my ich osądzajmy. Komu więcej dano od tego więcej wymagać się będzie. Wiele osób mówi dziś: Bóg tak, Kościół nie; jestem wierzący, ale niepraktykujący… 
Ostatnio usłyszałem, że ponoć o. Jan Góra podczas wizyty duszpasterskiej, do kobiety, która stwierdziła, że jest wierząca, ale niepraktykująca, powiedział, że chce opróżnić swój pęcherz. Ona pokazała mu kierunek do toalety, on natomiast powiedział jej, że załatwi tę sprawę do doniczki z kwiatkiem, bo on jest kulturalny, ale niepraktykujący. Nie wiem ile w tym prawdy, ale nie o to tu chodzi. Wydarzenie to pokazuje bezmyślność wypowiadających się w ten sposób ludzi. Jednak ich tez musimy starać się zrozumieć i pomóc im, gdyż niejednokrotnie mogli zostać skrzywdzeni. Chciałby przytoczyć kilka zdań odnoszących się do tego tematu, które wypowiedział Kard. Leo Jozef Suenens:
            Gdy wypowiadam w Credo; „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”, wypowiadam swoją wiarę, lecz kiedy rozglądam się wokół siebie, widzę Kościół, który nie jest święty — sądzę, że was to nie załamuje! — widzę Kościół, który nie jest jeden, Kościół podzielony; widzę Kościół, który nie jest powszechny, przeciwnie, jest bardzo mało znany na drugim krańcu świata. I widzę Kościół, który nie jest apostolski, a tym mniej — w sensie przyszłości — niosący Ewangelię aż po krańce ziemi. A jednak mówię: „Wierzę w jeden Kościół...”, ponieważ on jest jeden samą jednością Boga, jednością Ducha Jezusa Chrystusa. Wierzę, że jest święty, nie dlatego, żeby składał się ze świętych osób, lecz że jesteśmy zanurzani, w świętości Ducha Świętego, który sam jeden czyni ludzi świętymi. Naszym zadaniem nie jest — w pewnym sensie — stać się świętymi: my wszyscy ochrzczeni, zostaliśmy uświęceni przez nasz chrzest; byliśmy świętymi uświęconymi przez Ducha Świętego w momencie naszych narodzin chrzcielnych i — niech wypowiedzenie tego doda nam otuchy — my nie mamy stać się świętymi wszyscy nimi mamy pozostać.
Wierzę w święty Kościół... i gdy mówię, „Ojciec święty”, nie twierdzę tym samym, że ten człowiek jest święty (mówiąc miedzy nami wierzę że tak jest, lecz poza tym jest to czysto prywatna sprawa), nie nazywam go świętym, jakobym wierzył, iż odpowiada on pewnym kanonom świętości, lecz mówię „Ojciec święty”, ponieważ on został namaszczony przez Ducha Świętego w bardzo specjalnym celu: i to, co teraz mówię, nie jest etykietą czy protokołem — lecz mówi to moja wiara.  Oto świętość Kościoła, tajemnica Ducha Świętego w Kościele.
O. Rahner powiedział kiedyś, że chrześcijanie są w trakcie tworzenia sobie z chrześcijaństwa abstrakcji i dorzucił: a abstrakcje nie potrzebują matki!
Temat ten również ciekawie podejmuje Raniero Cantalemessa w Medytacjach watykańskich:
Chrystus umiłował Kościół, a ty? Czy ty miłujesz Kościół?
„Nikt nie odnosi się z nienawiścią do własnego ciała", to znaczy do własnej oblubienicy — tym bardziej Chrystus. Bracie, dlaczego więc mówisz: „Bóg — tak, Kościół — nie"? Dlaczego z taką łatwością wyciągasz oskarżający palec w kierunku twej matki, mówiąc: „Kościół myli się w tym..., Kościół błądzi w tamtym...; Kościół winien powiedzieć..., Kościół powinien zrobić..."? Kim ty jesteś, że się ośmielasz podnosić rękę na Moją oblubienicę, którą miłuję? — pyta Pan. „Gdzie ten list rozwodowy waszej matki, na mocy którego ją odprawiłem?" — mówi Bóg przez proroka Izajasza (Iz 50,1). „Gdzie jest napisane, że Ja odrzuciłem waszą matkę, Kościół; że ona nie jest już moją oblubienicą?" — myślę, że te słowa zwrócone są do wielu współczesnych chrześcijan.(…)
Kto nie miłuje Kościoła (przynajmniej wtedy, kiedy już go poznał), nie miłuje Chrystusa. „Nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę"(Św. Cyprian, Jedność Kościoła). Mieć Kościół za matkę nie oznacza tylko zostać w Kościele ochrzczonym, lecz także — szanować go, respektować, kochać jak matkę, być z nim solidarnym na dobre i na złe.
Jeśli ktoś spojrzy na witraż któregoś ze starych kościołów od strony zewnętrznej, z ulicy, poza kawałkami ciemnego szkła posklejanymi paskami czarnego ołowiu nie dostrzeże nic ciekawego; kiedy jednak zdecyduje się przestąpić próg kościoła i spojrzy nań od wewnątrz, pod światło, wtedy olśni go widowisko kolorów i form zapierających mu oddech w piersiach. Podobnie dzieje się z Kościołem. Kto patrzy nań od zewnątrz, oczyma świata, widzi jedynie ciemne strony i nędzę, lecz kto spogląda od wewnątrz, oczyma wiary, czując się jego cząstką, zobaczy to, co św. Paweł: wspaniałą budowlę, cudownie zespolone ciało, oblubienicę bez skazy, wielkie misterium! Kto patrzy od tyłu Bazyliki św. Piotra na okno, które mamy przed oczyma, nie dostrzega nic nadzwyczajnego, jedynie ciemną szybę; zaś my, którzy jesteśmy tutaj, widzimy świetlaną gołębicę — symbol Ducha Świętego.

3 komentarze:

  1. podzielam podejście autora, widać, że ów kapłan miał problem, ale czy znalazł się ktoś by mu pomóc ? Z ogromną łatwością przychodzi nam oceniać innych, ale nie im pomagać. a Sam Chrystus powiedział byśmy jedni drugich brzemiona nosili. Czy tak jest w rzeczywistości ? - patrząc po... mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że NIE.
    mm

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko czy ten człowiek chciał żeby mu pomóc, albo może inaczej – czy dał sobie pomóc? Nie chodzi o to żeby każdego bronić za wszelką cenę, ale o to żeby dochodzić do prawdy i bronić tego, kto jest pokrzywdzony. Oczywiście wracając do tego, co było powiedziane wcześniej również dla Judasza umarł Jezus, tak samo jak umarł dla każdego człowieka i nawet taka sytuacja zdrady przez Judasza, nie wykluczyła go z historii zbawienia. Judasz jest osobą, z którą i my może my się utożsamić, ponieważ i my możemy dopuścić się kiedyś zdrady. Nie możemy udawać, że może to spotkać wszystkich, tylko nie mnie, bo za chwilę może się okazać co innego. To jest także przypadek Piotra.
    Chcę jeszcze przytoczyć jeden fragment książki Descalzo pt. Dlaczego warto mieć nadzieję?:
    Czy nie jest to przypadkiem jakże wygodne zrzucanie całej odpowiedzialności za śmierć Jezusa na kozła ofiarnego o imieniu Judasz, wymigiwanie się od myśli, że cokolwiek w niej mogłoby dotyczyć nas samych, zagłuszanie krzyków sumienia, które czyni nam wyrzuty?(…)
    W ostatecznym rozrachunku zarówno ci, którzy próbują usprawiedliwić go, jak i ci, którzy go palą, wykręcają się od odpowiedzi na najistotniejsze pytanie, sformułowane przez Guardiniego: „Czy Judasz był jedynym, którego pociągała zdrada?" Nie powinniśmy mówić o nim jako o kimś odległym i różnym od nas. Judasz objawia nas samym sobie.
    Oto wielka prawda: Iskariota żyje między nami. To my jesteśmy Judaszem. Któż, w codziennym życiu, nie zdradził tysiąc razy swych najukochańszych prawd? Któż nie sprzeniewierzył się najbardziej niewzruszonym zasadom i nie pogwałcił najświętszych obietnic? Któż nie zmieniał swych przekonań i nie kręcił się, jak kurek na dachu, zgodnie z kierunkiem wiatru? Któż nie „przystosowywał" się do nowych okoliczności? Któż nie lekceważył swego bliźniego, który jest właśnie Chrystusem? Zaprawdę, Judasz miał i ma nadal znacznie więcej naśladowców niż sam Chrystus. Zaprawdę, więcej jest w duszy każdego z nas kawałeczków należących do niego niż do miłości.
    I nie powinniśmy szydzić z jego trzydziestu srebrników. Czyż motywy naszych zdrad ważą więcej niż ta nędzna garstka monet? Czy nasza próżność, wstręt, pragnienie zemsty, bezpieczeństwa czy władzy mają większą wartość?
    Lepiej by było, tak na wszelki wypadek, nie palić Judasza, bowiem w tym samym ogniu spłonęłyby nasze dusze. Spróbujmy raczej wejść tam, gdzie uprawiamy politykę, pracujemy, a nawet modlimy się i zawołać od progu: „Judaszu!" Zobaczymy, jak tysiące odwracają — odwracamy — głowę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mądry, wyważony, spokojny i przemyślany tekst. Świetny dobór lektur.
    Pozdrawiam Autora :)

    OdpowiedzUsuń

komentarz zostanie zamieszczony po zaakceptowaniu jego treści. czekaj cierpliwie ;-)