niedziela, 28 listopada 2010

Adwent – czas radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa Chrystusa.


Ale przecież nasz Zbawiciel już przyszedł na ziemię! Na co więc czekamy? Przecież jest obecny w sakramentach! Dlaczego więc uczymy się czuwania w Adwencie?

Odpowiedź na te pytania ukryta jest chociażby w „Wyznaniu wiary”: I powtórnie przyjdzie sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca.
Czas ten jest więc czasem oczekiwania i przygotowania się na powtórne przyjście Jezusa. Nie wiemy, kiedy to nastąpi i dlatego czuwamy. Jak wskazują nam słowa Ewangelii z pierwszej niedzieli adwentu, odczytywanej dzisiaj w kościołach, musimy czuwać by nie być zaskoczonymi: Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie (…) bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
Adwent to czas szczególnej nauki czuwania, to specjalny czas, który przygotowuje nas na spotkanie z Panem Jezusem.
Przez postanowienia adwentowe, modlitwę, przygotowujmy się do Bożego Narodzenia.
Tak kiedyś czekała Maryja na narodzenie Jezusa. Czekała z radością i utęsknieniem.
„…pora żeby z wiarą wymówić słowa wiary: wierzę w Bożą wieczność, która weszła w nasz czas…”

czwartek, 25 listopada 2010

środa, 24 listopada 2010

BEZKOŚCIELNI CHRZEŚCIJANIE


Usłyszałem dziś, że pojawiła się nowa nieprzyjemna sytuacja, w którą zamieszany jest ksiądz. Znów będzie to rzutować na wszystkich duchownych. Sam spotykam się z takimi sytuacjami i z jednej strony nie dziwię się ludziom, że zmieniają swoje podejście do księży i do Kościoła, z drugiej jednak strony nie można wszystkich „pakować do jednego worka” i generalizować takich sytuacji, gdyż mimo wszystko nie wszyscy tak samo postępują. Kapłan z ludzi wzięty, dla ludzi jest ustanowiony. On też jest człowiekiem i musimy uczyć się mu wybaczać. Sam Jezus powiedział o uczonych w Piśmie:Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią.” (Mt 23, 3) Oczywiście są w Kościele tacy, którzy nie służą Bogu, lecz Bogiem się posługują i sam takich spotykam ale nie my ich osądzajmy. Komu więcej dano od tego więcej wymagać się będzie. Wiele osób mówi dziś: Bóg tak, Kościół nie; jestem wierzący, ale niepraktykujący… 
Ostatnio usłyszałem, że ponoć o. Jan Góra podczas wizyty duszpasterskiej, do kobiety, która stwierdziła, że jest wierząca, ale niepraktykująca, powiedział, że chce opróżnić swój pęcherz. Ona pokazała mu kierunek do toalety, on natomiast powiedział jej, że załatwi tę sprawę do doniczki z kwiatkiem, bo on jest kulturalny, ale niepraktykujący. Nie wiem ile w tym prawdy, ale nie o to tu chodzi. Wydarzenie to pokazuje bezmyślność wypowiadających się w ten sposób ludzi. Jednak ich tez musimy starać się zrozumieć i pomóc im, gdyż niejednokrotnie mogli zostać skrzywdzeni. Chciałby przytoczyć kilka zdań odnoszących się do tego tematu, które wypowiedział Kard. Leo Jozef Suenens:
            Gdy wypowiadam w Credo; „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”, wypowiadam swoją wiarę, lecz kiedy rozglądam się wokół siebie, widzę Kościół, który nie jest święty — sądzę, że was to nie załamuje! — widzę Kościół, który nie jest jeden, Kościół podzielony; widzę Kościół, który nie jest powszechny, przeciwnie, jest bardzo mało znany na drugim krańcu świata. I widzę Kościół, który nie jest apostolski, a tym mniej — w sensie przyszłości — niosący Ewangelię aż po krańce ziemi. A jednak mówię: „Wierzę w jeden Kościół...”, ponieważ on jest jeden samą jednością Boga, jednością Ducha Jezusa Chrystusa. Wierzę, że jest święty, nie dlatego, żeby składał się ze świętych osób, lecz że jesteśmy zanurzani, w świętości Ducha Świętego, który sam jeden czyni ludzi świętymi. Naszym zadaniem nie jest — w pewnym sensie — stać się świętymi: my wszyscy ochrzczeni, zostaliśmy uświęceni przez nasz chrzest; byliśmy świętymi uświęconymi przez Ducha Świętego w momencie naszych narodzin chrzcielnych i — niech wypowiedzenie tego doda nam otuchy — my nie mamy stać się świętymi wszyscy nimi mamy pozostać.
Wierzę w święty Kościół... i gdy mówię, „Ojciec święty”, nie twierdzę tym samym, że ten człowiek jest święty (mówiąc miedzy nami wierzę że tak jest, lecz poza tym jest to czysto prywatna sprawa), nie nazywam go świętym, jakobym wierzył, iż odpowiada on pewnym kanonom świętości, lecz mówię „Ojciec święty”, ponieważ on został namaszczony przez Ducha Świętego w bardzo specjalnym celu: i to, co teraz mówię, nie jest etykietą czy protokołem — lecz mówi to moja wiara.  Oto świętość Kościoła, tajemnica Ducha Świętego w Kościele.
O. Rahner powiedział kiedyś, że chrześcijanie są w trakcie tworzenia sobie z chrześcijaństwa abstrakcji i dorzucił: a abstrakcje nie potrzebują matki!
Temat ten również ciekawie podejmuje Raniero Cantalemessa w Medytacjach watykańskich:
Chrystus umiłował Kościół, a ty? Czy ty miłujesz Kościół?
„Nikt nie odnosi się z nienawiścią do własnego ciała", to znaczy do własnej oblubienicy — tym bardziej Chrystus. Bracie, dlaczego więc mówisz: „Bóg — tak, Kościół — nie"? Dlaczego z taką łatwością wyciągasz oskarżający palec w kierunku twej matki, mówiąc: „Kościół myli się w tym..., Kościół błądzi w tamtym...; Kościół winien powiedzieć..., Kościół powinien zrobić..."? Kim ty jesteś, że się ośmielasz podnosić rękę na Moją oblubienicę, którą miłuję? — pyta Pan. „Gdzie ten list rozwodowy waszej matki, na mocy którego ją odprawiłem?" — mówi Bóg przez proroka Izajasza (Iz 50,1). „Gdzie jest napisane, że Ja odrzuciłem waszą matkę, Kościół; że ona nie jest już moją oblubienicą?" — myślę, że te słowa zwrócone są do wielu współczesnych chrześcijan.(…)
Kto nie miłuje Kościoła (przynajmniej wtedy, kiedy już go poznał), nie miłuje Chrystusa. „Nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę"(Św. Cyprian, Jedność Kościoła). Mieć Kościół za matkę nie oznacza tylko zostać w Kościele ochrzczonym, lecz także — szanować go, respektować, kochać jak matkę, być z nim solidarnym na dobre i na złe.
Jeśli ktoś spojrzy na witraż któregoś ze starych kościołów od strony zewnętrznej, z ulicy, poza kawałkami ciemnego szkła posklejanymi paskami czarnego ołowiu nie dostrzeże nic ciekawego; kiedy jednak zdecyduje się przestąpić próg kościoła i spojrzy nań od wewnątrz, pod światło, wtedy olśni go widowisko kolorów i form zapierających mu oddech w piersiach. Podobnie dzieje się z Kościołem. Kto patrzy nań od zewnątrz, oczyma świata, widzi jedynie ciemne strony i nędzę, lecz kto spogląda od wewnątrz, oczyma wiary, czując się jego cząstką, zobaczy to, co św. Paweł: wspaniałą budowlę, cudownie zespolone ciało, oblubienicę bez skazy, wielkie misterium! Kto patrzy od tyłu Bazyliki św. Piotra na okno, które mamy przed oczyma, nie dostrzega nic nadzwyczajnego, jedynie ciemną szybę; zaś my, którzy jesteśmy tutaj, widzimy świetlaną gołębicę — symbol Ducha Świętego.

niedziela, 7 listopada 2010

Panie, pragnę Twej miłości...


Patrzysz z krzyża pochylony, na lud jeszcze rozmodlony.
Cóż Ci jeszcze pozostało, mimo że jest ich tak mało.
Twoje serce jednak kruszą i do głębi je poruszą.
Panie, przez wzgląd na jednego, nie zstępujesz z krzyża tego,
ale za nas się oddajesz, w tym zbawienie nam swe dajesz.

Panie Jezu miłosierny, spraw niech czuwam jak lud wierny.
Niechaj z Tobą cierpię, płaczę, niechaj z Tobą im wybaczę.

Panie sił w cierpieniu dodaj, bom jest jak na rzece kłoda,
która sama nic nie może, tylko oddać ręce Bożej.

Niechaj ja w bezmiarze wiary, zrzucę z siebie te sztandary,
i na Twoje zawołanie, rzucę się do stóp Twych Panie.

Panie wspieraj dnia każdego, na kolanach klęczącego.
Ocal moje marne życie, tylko o tym marzę skrycie.
Bym do Ciebie tak się zbliżył, bym miał udział w Twoim krzyżu,
bym go przyjął ze słodyczą i pogardził złą goryczą,
bym był z Tobą razem w niebie i mógł cierpieć wciąż dla Ciebie.

Panie, pragnę Twej miłości, nie opuszczaj mnie w żałości.

Jak biedronka w niebo leci, tak i ja bym chciał polecieć,
blisko Ciebie być mój Boże, że już bliżej być nie może.
I jak ślimak dom swój tuli, tak i ja bym chciał Cię tulić.
I jak ryba blisko wody, byłbym rad z takie swobody.
Byle Ciebie mieć przy sobie, jak świerszcz skrzypce przy swej głowie.

Jezu wlej we mnie swą miłość, niech nie będę obojętny,
Na to, że na krzyżu wisisz, za popełnione przeze mnie błędy.
Ł. P.

sobota, 6 listopada 2010

:)



 „Czyńcie dobrze, czyli bądźcie dobrzy, a napotkacie wszędzie uśmiechnięte twarze”
(Bł. Jan XXIII)

piątek, 5 listopada 2010

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"


Czy musimy otrzeć się o śmierć, by dojść do przekonania, jak nasze życie jest kruche i jak wiele zawdzięczamy Bogu?
Czy musimy zobaczyć ducha, by uzmysłowić sobie, że zmarli potrzebują naszej modlitwy?

Gdy na nas przyjdzie kres nie będziemy chcieli, by ludzie odpowiadali na te pytania: <<tak>>

Potrzeba abym żył tak, jakby ten dzień był moim ostatnim i abym cały czas pamiętał o zmarłych tak, jakbym zobaczył ducha.


   Wszystko jest takie proste dopóki nie dotyczy nas samych.



  Jest to rzecz święta i pobożna modlić się za zmarłych – por. 2Mch 13, 44.45.